DZIEŃ 2
Czwartek, 10 października 2019
Możemy zrobić słabo utajoną reklamę Polskim Liniom Lotniczym, ponieważ lot mieliśmy bardzo spokojny. Trzy i pół godziny w powietrzu, w międzyczasie napoje i przekąski. Tylko widok za oknem dość monotonny – czarne tło, białe skrzydło samolotu, od czasu do czasu jasne światełka większych miast.
Około 6:00 czasu lokalnego wylądowaliśmy w Erywaniu. Po odprawie paszportowej i odbiorze bagażuzostaliśmy ciepło powitani przez Lianę i Marka. Mieli dużą flagę Polski, więc przegapić ich się nie dało. Zakwaterowali nas w luksusowym, bardzo eleganckim Hotelu Viaggio przy15/7 Rostovyan Street, 10 km od lotniska. Ponieważ od 24 godzin byliśmy na nogach, śniadanie przesunięto, a my mogliśmy pozwolić sobie na chwilę snu.
O 10:00 zaserwowano nam pierwszy posiłek w Armenii. „Szwedzki stół” pełny był ormiańskich przysmaków, spośród których najbardziej polubiliśmy chleb – „lawasz” i „puri”. Rewelacja! Potem hotelowy bus zabrał nas do centrum miasta, przed Muzeum Historii Armenii i Narodową Galerię Armenii, przy Placu Republiki – sercu i głównym placu stolicy. Słońce, błękitne niebo, 280C – mieliśmy drugie wakacje. Agnieszka i Nune przez kilka godzin pokazywały nam swoje miasto.W kantorze wymieniliśmy dolary na dramy. 1 dolar to prawie 500 dram! Przeszliśmy pod gmach Opery, ruchomymi schodami wjechaliśmy na Kaskadę, skąd mieliśmy piękny widok na miasto i okoliczne góry – w dół schodziliśmy o własnych siłach. Kolejnym przystankiem był sklep spożywczy, gdzie mogliśmy obejrzeć towary, porównać je z tymi, dostępnymi w naszych sklepach idokonać pierwszej operacji płatniczej w dramach. Podczas dalszego zwiedzania Erywania mijaliśmy place, fontanny, parki, bardzo malownicze uliczki. Dokonaliśmy pierwszych odkryć:
-chodniki wyłożone są kolorową kostką, a przy każdej ulicy można spotkać inne wzory i kształty;
-we frontowe ściany niektórych domów, lokali i kamienic wmurowane są donice z kwiatami, dla ozdoby;
-latarni jest niewiele, za to są miejsca, gdzie chodniki oświetlają baldachimy z lampek bożonarodzeniowych;
-sygnalizacja informuje, za ile minut będzie czerwone i zielone światło;
-co kilka minut natknąć się można na specjalne poidełka ze źródlaną wodą – później dowiedzieliśmy się, że w Armenii tylko turyści kupują butelkowaną wodę, bo Ormianie wiedzą, że woda jest wszędzie i jest za darmo.
Po wizycie w lodziarni czekało nas bardziej oficjalne spotkanie – w Ambasadzie RP. O 14:30 przyjęli nas ambasador i konsul, opowiadając krótko o historii armeńskiej Polonii i witając w tym pięknym kraju. Przybliżyli nam też zasady organizowania wyborów parlamentarnych poza granicami Polski – takie wyzwanie czekało ich już 13 października.
Po obiedzie byliśmy zaproszeni do siedziby Polonii erywańskiej. Polacy, osoby polskiego pochodzenia, a nawet ludzie nic wspólnego z Polską nie mający, ale zainteresowani polską kulturą, spotykają się w kilkupokojowym mieszkaniu, gdzie organizowane są darmowe lekcje języka polskiego, gdzie obchodzone są polskie święta i wydawana jest gazeta polonijna. Gdy żółtymi taksówkami dotarliśmy na miejsce, w salonie czekało już na nas kilkanaście osób, pięknie mówiących po polsku. Podczas spotkania zadawaliśmy sobie nawzajem pytania – o pogodę, pory roku, kuchnię, zwyczaje, modę, codzienne życie. My zaśpiewaliśmy coś polskiego, oni zaśpiewali coś ormiańskiego. Nasi uczniowie pięknie wyrecytowali „Czego chcesz od nas, Panie” Jana Kochanowskiego, w zamian wysłuchaliśmy „Samochwały” Jana Brzechwy. Trema szybko minęła, lody stopniały i było bardzo miło.
Do hotelu wróciliśmy na kolację. Ormiańskie obiady są dość skromne. Za to kolacje składają się z kilku ciepłych dań, a rodzina w komplecie może usiąść razem i porozmawiać. Dla nas też kolacje stały się czasem na rozmowy o przeżytym dniu i planach na dzień następny. O ciszy nocnej nie trzeba było nikomu przypominać. Nasza młodzież odmawiała wprawdzie zasypiania o 22:00, ale w pokojach zachowywali się cicho, szanując innych gości. Przez to obsługa początkowo brała nas za Niemców, kojarzonych w Armenii z uprzejmością i porządkiem.